poniedziałek, 5 listopada 2012

PARODOS, STASIMON I

                                                                       PARODOS

Olej na płótnie.
Lipiec 2008

-Aurela, Aurela! Kooocham cię! - wykrzyczał na powitanie do słuchawki mój ukochany.
-Hej Zbyszku – zaśmiałam się w odpowiedzi. Jego ekspresja zawsze mnie bawiła.
-Wiesz co? No nie uwierzysz! Poważnie. Świetna sprawa! Słuchasz?
-Oczywiście, że tak. Po prostu nie chcę ci przerywać, a nawet jeśli bym chciała, to nie sądzę, żebym dała radę - pewnie mój śmiech słychać było na drugim końcu ulicy. Gdy dzwonił zawsze powracał mi świetny humor.
-Więc właśnie jestem w Polsce i podpisałem nowy kontrakt z AZS Częstochową. Świetnie prawda?! Ja się po prostu jaram! Aurela, ale... Ty się nie cieszysz, co? - dodał, bo kompletnie umilkłam, gdy dotarło do mnie co powiedział. Automatycznie uśmiech zszedł z moich ust. - Ej, odezwij się. No powiedz coś.
-Tak faktycznie, to fantastyczna sprawa – stwierdziłam beznamiętnym tonem – Przepraszam bardzo, ale jak ty to sobie wyobrażasz? Ja jestem tutaj we Włoszech, a ty jak nie w Turcji, to w Polsce.
-No tak, zajebiście. Nie wierzę, że się na mnie obrażasz! - był zły. Bardzo zły.
-Zbyszek...
-Zbyszek, Zbyszek, tak to ja. Nie mogę uwierzyć, że się na mnie wkurzyłaś za to, że przeniosłem się z tej pieprzonej Turcji do Polski!
-Nie wkurzyłam się...
-Nie w ogóle.
-Możesz mi nie przerywać...? Dobra, fakt, jestem zdenerwowana i nie podoba mi się totalnie to wszystko, ale musisz mnie zrozumieć. Zbyszku ja po prostu bardzo tęsknię za Tobą. Mam dość podróży i chciałabym mieć cię tutaj na miejscu...Dobrze wiesz, że została mi ostatnia klasa liceum i chciałabym je tutaj skończyć. Szczerze mówiąc byłam przekonana, że jak już zmienisz klub, to na jakiś włoski... - odpowiedziało mi westchnięcie i dłuższa cisza.
-Wiem, przepraszam. Aurelia, ja też tęsknię, ale nie było żadnych dobrych propozycji i musisz to zrozumieć. Kocham cię, wiesz? Muszę kończyć, odezwę się później.
-Doskonale rozumiem, ale czuję się tutaj bardzo samotna... - westchnęłam odpowiadając do pustego sygnału oznajmującego koniec rozmowy.


                                                                     STASIMON I

Urodziłam się siódmego dnia kwietnia 1990 roku w Warszawie. W mieście, które dało mi fundamenty życia, w którym poznałam swoją wielką miłość – Zbyszka Bartmana.
Mój ojciec jest malarzem, a co za tym idzie, ciągle poszukuje inspiracji. Gdy miałam szesnaście lat znalazł ją we Włoszech w Trydentcie. Musiałam zmienić szkołę, nauczyć się języka i zostawić ukochanego.
Zbyszka poznałam, gdy miałam czternaście lat, jednak zainteresowaliśmy się sobą dwa lata później i to był chyba maj. Jakby nie patrzeć dopiero co zakochaliśmy się w sobie, a już byliśmy wystawieni na próbę. Naprawdę wtedy się bałam. W końcu miałam te szesnaście lat, a on dziewiętnaście i całe życie otwierało się przed nami.
Dziś mam dwadzieścia dwa lata i nadal jesteśmy razem, studia mnie nie zatrzymują w jednym miejscu jak wtedy liceum i jest nam łatwiej. Nie wyobrażam sobie życia bez niego i jego często nieco trudnego charakterku.
Niestety czasami jest tak, że człowiek docenia coś dopiero wtedy, gdy popełni błąd i w najgorszym przypadku to straci. Sama sobie rzuciłam kłodę pod nogi i muszę ponosić za to konsekwencję. Głupim zawsze szczęście sprzyja, prawda? Dlatego Zbyszek o tym nie wie i mam nadzieję, że nigdy się nie dowie. Bo są rzeczy, które czasami chce się przemilczeć, gdyż widzi się swoją głupotę. 
 
                                                                            ~*~



No to PIS JOU (especially dla Manu), zaczynamy. Stasimon I był tak krótki, że nie widzialam sensu w rozdrabnianiu go na kolejny post. Wprowadzenie mamy, to w epejsodionie będziemy już w teraźniejszości. Czas się rozpędzać. Buziaki